Oszust
Jest już ciemno. Pacjenci śpią; nie chcemy ich budzić. Moje buty skrzypią na podłodze. Prawie już nie zauważam zapachu środka dezynfekującego, ale teraz czuję go bardzo intensywnie.
Coś sprawia, że moje plecy się napinają, a włosy na rękach unoszą, jakby wyczuwały obecność czegoś… czegokolwiek to jest.
Jestem zmęczony, to wszystko. To był długi, intensywny dyżur. Wciąż jestem nowy w tym zawodzie; to też ma znaczenie. Nigdy wcześniej nie wykonywałem tego konkretnego zadania.
Czy szybkie tempo, które utrzymywałem przez całe popołudnie, wylewa się teraz z moich bolących stóp? Czy strach przyciąga mnie jak ciężar? Czy pewność siebie mnie opuściła? Czy korytarze wydają się cichsze?
Chcę kogoś zaczepić – pielęgniarkę, kogokolwiek – i znaleźć pretekst, żeby towarzyszył mi…
pomóż mi
Czasami w lesie robi się nienaturalnie cicho. Nawet zwierzęta wiedzą, że coś jest nie tak, i trzymają się z dala od miejsc, które są dotknięte. Czy to właśnie się dzieje? Ludzie podświadomie unikają tego korytarza? Tego pokoju? Tego, do którego nie tyle idę, co jestem ciągnięty?
proszę, pomóż mi
Drzwi są uchylone. Wąski pas pomieszczenia wydaje się jeszcze ciemniejszy niż tutaj, na korytarzu. To tylko mała staruszka. To wszystko. To tylko tyle.
Zawieszony jestem między strachem a pragnieniem, żeby to po prostu mieć już za sobą.
krok. krok. krok.
Delikatnie popycham drzwi i wchodzę do środka. Irracjonalny strach mnie ogarnia: drzwi zatrzasną się za mną, a zamek się kliknie… ale nic takiego się nie dzieje.
Jest tam.
Wygląda absurdalnie jak duch w tym pokoju. Jak postać z kreskówki, dziecko w ostatniej chwili przygotowane na Halloween: ktoś pod białym prześcieradłem.
wooooooo!
Prawie wybucham histerycznym śmiechem, ale trzymam się profesjonalizmu. Chciałbym się rozluźnić, przerwać to napięcie. Przerwać tę magię, którą sam tworzę swoimi krokami.
krok. krok. krok.
Zaczynam brać głęboki oddech, by się wzmocnić, przypominam sobie, że stoję obok ciała, i przerywam. Co mogłoby mi wpaść do nosa?
Wiem, że to głupie, ale nie mogę przestać tak myśleć.
Po prostu podnieś prześcieradło.
Nie mogę.
Zaciskam pięści kilka razy.
Zrób to!
Chciałbym, żeby ktoś tu był. Mam nadzieję, że jestem sam.
pomóż mi!
Chwytam prześcieradło i ściągam je. Nie mogę tego zrobić powoli, więc robię to jak plaster. Szybko zrywam. Mam nadzieję, że nikt nie zobaczy tej chwili słabości. Brutalności. Braku profesjonalizmu. Mam nadzieję, że ktoś wejdzie i rozwieje te pajęczyny jakimś żartem, uśmiechem, słynnym czarnym humorem.
Nikogo nie ma.
Mam nadzieję.
Patrzę w dół.
Jest jeszcze bardziej przerażająca, niż się spodziewałem, i gwałtownie łapię oddech, zapominając, że coś może mi wpaść do nosa—
Śmierć nie była dla niej łaskawa. Czy kiedykolwiek jest? Jej twarz to grymas, jej ręce przypominają szpony. Jej włosy, siwe i sztywne, są rzadkie na bladym skalpie. Jej niebieskie oczy wpatrują się w coś, czego nie widzę.
Wiesz, co muszę zrobić? Muszę wyczuć jej puls. Nie na kilka sekund, pod jasnymi światłami, wśród zgiełku i sygnałów. Przez całą minutę, która trwa wieczność, w ciemności, z tą przytłaczającą ciszą. Muszę słuchać jej oddechu, pochylając głowę, z odkrytą szyją.
Najpierw puls. Ta wysuszona dłoń w mojej wyobraźni wyciąga się i zaciska na moim nadgarstku z żelaznym chwytem… w mojej zdradzieckiej wyobraźni. W kółko, co jest chyba gorsze niż gdyby to zdarzyło się tylko raz, bo wtedy mógłbym zareagować. Odrzucić się. Bronić. Zamiast tego muszę udawać, że to się nie dzieje, i stać nieruchomo, z palcami na jej chłodnej, papierowej skórze. Jestem tam uwięziony, jakby naprawdę mnie chwyciła.
tik tak tik tak
Z ulgą wydycham powietrze, gdy wieczność mija, zapominając o możliwości whooshu i przypominając sobie w następnej chwili, że muszę kontynuować.
Pochylam się. Jestem pięknym księciem, a ona na pewno nie śpi, ani nie jest czymś innym. Jej głowa jest odchylona do tyłu, jakby czekała na pocałunek, a jej szczęka opadła. Absolutnie nie chcę dotknąć ustami tego ust, ale jeszcze mniej chcę, żeby się obudziła.
Nie mogę wykonać tej pracy (tej, do której tak ciężko się szkoliłem), jeśli nie mogę zrobić tego zadania, które jest teraz przede mną. Więc pochylam się i słucham jej oddechu.
nic.
Stoimy, ona i ja, w bezruchu. Jakbyśmy tańczyli w statycznym tańcu. Coś wzięte z baśni, wypaczone, a potem zamrożone w miejscu.
tik tak tik tak tik tak
Oddycham płytko, słucham i modlę się do Boga, w którego nie wierzę, żeby ta kobieta, zapewne czyjaś ukochana babcia, pozostała martwa.
Sekundy tykają, tykają, i wreszcie prawie się kończą.
prawie!
Coś zimnego chwyta mój nadgarstek. Przez chwilę sprawdzam, czy to znowu moja wyobraźnia? Nie; to boli. Bardzo. W tej chwili (moim uderzeniu serca; nie jej) jestem mniej przerażony, niż gdy czekałem, aż coś się wydarzy. Jestem zszokowany, bo część mnie (większość mnie) nie spodziewała się, że to się naprawdę stanie. Jestem dorosłym mężczyzną. Nie wierzę w duchy i strachy. Mam dyplom, na litość boską—
Strach wraca z nadwyżką; zalewa każdą moją komórkę. Szarpię się, próbując się wyrwać, ale ona mnie ma! I w tym zmaganiu widzę jej oczy, całe czarne, od krawędzi do krawędzi. Ona się karmi. Moje ciało staje się bezwładne. Mój strach ulatnia się ze mnie. Sen zawirował. Co ja robiłem? Jakby ktoś podał mi benzodiazepiny i—
— buty skrzypią na podłodze. Słyszę jego oddech, jego bicie serca. Czuję jego strach. Czekam, aż odsunie prześcieradło. Jesteśmy głodni.